O zamykaniu przestrzeni
O ZAMYKANIU W PRZESTRZENI
Kupując gazetę w kiosku, wsuwasz rękę przez kwadratowe okienko, kładąc monetę. Musisz się pochylić, przysuwając głowę do okienka, by podać jej tytuł, wtedy widzisz sprzedawcę, a nie tylko rękę. Stoi patrzy na ciebie z góry.
Ci, którzy mają nas obsługiwać oddzielają się od nas i obudowują szklanymi domkami. Pan parkingowy siedzi w swym domku i ma nawet zamknięte okienko. Musisz wejść po schodkach i zaczekać, aż ci otworzy.
- Może by pan wyszedł? – zapytałam pana parkingowego przy politechnice.
- Jedź sobie, kurwo, na inny parking – odwrzasnął zamykając okienko i cofając się w głąb swej szklanej jaskini.
Obudowany jest pan motorniczy w autobusie.
- Co pani stuka w okno? – burczy.
Pani na poczcie siedzi za szklaną szybą. Przez mały kwadratowy otworek wsuwasz rękę, by wziąć druczek.
- Po co pani tyle druczków! – strofuje, gdy ledwo dotykam palcami stosiku, wygiąwszy przegub.
I pani w kiosku na targu.
-„Towar podaje sprzedawca”! Nie widzi pani?
Pan lub pani z tytułem raczy nam świadczyć usługi. A my jesteśmy klientami.
Stoimy na pustej niezabudowanej przestrzeni, w świetle, besztani.
Wystarczy się przyjrzeć dzieleniu przestrzeni. I wiemy, kto pan, a kto cham.