Wrzące powietrze
Wrzące powietrze
Więc przyszedł jeszcze raz
takim, jak go zapamiętali:
w białej szacie, lekko uszarganej u dołu
rudym piaskiem pustyni,
blizny na dłoniach spełzły
pod koniec drugiego tysiąclecia
i go nie rozpoznali.
A gdy szedł z uniesioną ręką,
odwracali się do swoich kramików.
Powiedział sobie, że i tym razem wytrwa.
Fałszywi prorocy owinięci w prześcieradła
nawet nie poczuli się urażeni,
oferowali mu lakierowane książki.
Nędzarze wrzeszczeli o chleb i wino,
objaśniał im sens tej przenośni,
ale nawet nie chcieli złorzeczyć,
wyciągając ręce o długich paznokciach.
Gdy zwołał nieszczęsnych i wątpiących,
nie mógł przecisnąć się przez tłum.
Chciał ich pocieszyć: końca świata nie będzie.
Zażądali więc piosenek.
Powiedział, że jest gotów:
rozłożył ramiona,
by dać wiarę na nowy początek.
Wtedy odeszli, każdy ugięty pod swym krzyżem.
On pozostał sam, wciąż mocno w siebie wierząc.
Moje życie odbiegło
jak mała dziewczynka
o wymownych oczach:
odwróciła się, poczekała, patrząc
i odbiegła znowu kawałek.
Czasami nie zwracała na mnie uwagi,
śmiejąc się do siebie.
Przyspieszała w podskokach,
szastając sukieneczką.
Kiedy się odwracała, naprawdę już zła,
kokarda na czubku głowy
sterczała nakrochmalona.
Jej świszcząca skakanka
w szybkich obrotach
wzbudzała we mnie wściekłość,
jej piosenki i wyliczanki
kryły na pewno głębsze znaczenia.
Zawsze wymowna,
zawsze tuż przede mną.
Zatrzymuje się na chwilę,
popatrzy nagannie:
krótki ruch głowy
i biegnie przed siebie,
a ja o trzy kroki z tyłu,
na kamieniu przysiadając,
bandażuję stopy.
Szłam suchą i gorzką doliną
wśród szarych traw.
Rosły puszcze i przebijały czubkami chmury,
potykałam się o martwe gołębie.
Spotkałam dwoje nagich
na piaszczystm jęzorze
pod niebem jak reflektor
przesłonięty krepą.
Potem siedziałam na brzegu
wyschniętego morza,
gdzie sól jak okruchy szkła.
Byłam pełna złych przeczuć,
nadzieja i miłość osypywały się
jak wydmy.
Aż stałam się jak pieniądz
z rąk do rąk otarta
i nie mogłam odróżnić
swej twarzy.
Sypał się z rzadka śnieg jak ścinki z plastyku,
rzeczywistość była pozorna:
pod stopami trzeszczała jak lód,
lecz nie umieliśmy się już bać;
patrzyliśmy na niebo stąd, z dołu,
ale go nie było, tylko ciemny lej.
Ktoś zaśpiewał piosenkę cienką jak sopel.
Może dałoby się odratować,
ale mróz był jak kość gładki.
Nasze gardła wydymały się, pękając
od zbyt wzniosłego milczenia.
Musieliśmy opuścić to miejsce,
zdmuchnąwszy ogniska,
udając przed sobą, że powrócimy
z płonącymi głowniami słów,
z lśniącymi mieczami zrozumienia,
idąc prosto i patrząc w oczy.
Czas zakrzepł w szklaną taflę.
Widzieliśmy przez nią niejasne przeznaczenia
jak cienie ryb pod lodem.
Pozostawiono nam tylko krótki czas do namysłu,
godziny kruszące się w palcach.
Dano nam tylko nie istniejącą tkaninę nadziei.
Odchodziliśmy z nożem zimna w zaciśniętych zębach.
Weźcie mnie w opiekę swych czułych kontaktów,
pozwólcie zwiedzić ziemie za ekranem.
Niech strażnik sensoru rozpozna
odcisk moich palców
jak płonące piętno.
Kocham wasze niepojęte krainy
bez kształtów i słów,
tajne archipelagi atomów,
gdzie gęste rzeki informacji
skrycie dzwonią,
gdzie piętrzą się góry mądrości
z pozornie fałszywych sądów,
niech mój rozum wprowadzi porządek.
Bądźcie mi przychylne,
zanieście moje oczy w swoje głębie,
napełnijcie mi zmysły prądami,
niech mój język pozna waszą mowę
i stańcie się
na mój obraz i podobieństwo.
Jest to tomik wierszy, które pisałam w różnych latach.
Plik:Emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf
Srebrne lusterko
Srebrne lusterko odbija po obu stronach,
Inne niż zwyczajne, których tafla nic nie dzieli,
A świat po stronie spodniej jest kontynuacją.
Natomiast srebrne lusterka
Mają tamtą stronę o przeciwnym kierunku
Od horyzontu aż do ciebie.
W ten sposób stajesz się centrum świata prawdziwego,
Na który patrzysz,
I zaprzeczonego, który w zdumieniu się przegląda
W tylnej stronie lustra,
Odbijającego obraz zaprzeczony.
On myśli, że jest tym właściwym.
I ten od twojej strony
Sądzi tak samo - oba sprzeczne i prawdziwe.
Patrząc w to lustro, nie musisz rozsądzać ani przyjmować na wiarę,
Po prostu widzisz.
Nie potrzeba dowodów ani świętych zapewnień,
Czy obrócisz się w przód, czy w tył:
Sprzeczność będzie z prawa czy z lewa
Jak dobro i zło jednocześnie.
Jeśli opuścisz dłoń z lustrem,
By nie wiedzieć, musisz uwierzyć.