Wrzące powietrze
Wrzące powietrze
Jest to tomik wierszy, które pisałam w różnych latach. Zamieściłam dla czytelników wiersze, które lubię szczególnie.
Plik:Emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf
Ktokolwiek wie
Przybyli dwaj aniołowie rośli
i wsparli się na swoich mieczach:
potoczyli wzrokiem ciężko
po grzechach i wydarzeniach.
Miecze ich płonęły gniewnie,
a pióra skrzydeł szumiały
jak powódź niosąca zagładę.
Ludzie wiedzieli od razu,
że czynią źle
i na sądzie
bo Niebiescy przybysze zasiedli nad kodeksem)
kładli swe uczynki
i oglądali je z obu stron:
białe po lewej,
czarne zaś po prawej stronie.
Lecz od tego czasu,
już ich nie widziano.
Pomieszały się barwy
i powstały odcienie:
każda rzecz ma więcej
niż dwie strony.
Pozostały jednak archaiczne słowa:
dobro i zło.
Przestrzeń między nimi jest zamglona.
granica niewyraźna.
Tu żyją ludzie między nimi rozkrzyżowani
i wciąż z nadzieją nasłuchują
syku ognia i szumu powodzi.
Nadal idziemy
Bito w wielki bęben głodu
i rozpoczynała się wędrówka:
śpiewali, gnając bydło,
rodząc po drodze dzieci;
między palcami stóp grzęzły kamyki.
ziem które przemijały
Opowiadali sobie o miastach i utraconych krainach; rozdymali nozdrza, czując zapach soli. Przypomnienie było jak smagnięcie batem, więc się zrywali, by dążyć, choć morze cofało wciąż swe brzegi.
Lecz bęben nie cichł, ogłuszał, kiedy przystawali.
Morze - krzyknęli wreszcie, klękając, a bębny schowane w ich krwi już tak biły jak puls. Szli. Szli dalej.
Geometria i barbarzyńcy
Świat był kwadratowym rynkiem według złotego podziału odcinka, boki którego ograniczały go doskonale.
W błękitnym pyle powietrza uśmiechali się jak ślepcy, dowodząc z rulonem rozprawy w szlachetnych palcach.
Posągi patrzyły w wieczność, z połą płaszcza przez ramię,
lecz imperium się kruszyło:
już w pułapce labiryntu
człowiek w ciele byka się miotał,
w gajach dzikie kobiety zdzierały skórę
z jednodniowego króla.
Barbarzyńcy z Północy w kurzawie potu roztłukli geometrię, wprowadzając nierówność: pola nie dało się zmierzyć paskiem bydlęcej skóry, więc ją znaczono krwią.
Rozprysnęli się na świata nieskończone kierunki, szukając porządku, nie wiedząc. Lecz nieśli go w sobie
Relatywizm i barbarzyńcy
Biegli drobnym krokiem, cicho, mając kostki okręcone rzemieniami. Na skrzyżowaniach krajów i czasów palili ogniska pod wysokimi gwiazdami. Brali tylko dobrze odżywione kobiety i ciężkie metale, aż stanęli na krawędzi świata, gdzie otchłań u brzegu stopy. Zarżnęli barana, wylali kielich krwi, oglądali się przez plecy. Ich język drewniany nie znał odpowiedniego słowa.
Pierwszy skoczył dowódca. Odtąd obierali cele tak małe, że mogły zamknąć się w dłoni.
Wczesny scjentyzm By światy nowe na mapę nanieść, płyniemy wciąż na Zachód. Buja karawelą skrzydło morza zielone, gramy w kości, nie wiedząc, kto z kim: na oko nie odróżnisz człowieka od czarta.
Księga czarów ze stołu spadła, na demony kół drewniany, to świeca pryska, końcem szpady można odciąć knot.
Trzeba naprzód i morze jest nieskończone, nad pokładem gwiazdy jak kule po ścieżkach równo mkną.
Rankiem ktoś tekst stary nożykiem wyskrobie i na pergaminie „Świata opisanie” zacznie.
Płyniemy. Gdzie ląd.