Wrzące powietrze: Różnice pomiędzy wersjami
(→Wrzące powietrze) |
|||
Linia 7: | Linia 7: | ||
[[plik:emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf]] | [[plik:emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf]] | ||
+ | |||
+ | Ktokolwiek wie | ||
+ | |||
+ | Przybyli dwaj aniołowie rośli | ||
+ | i wsparli się na swoich mieczach: | ||
+ | potoczyli wzrokiem ciężko | ||
+ | po grzechach i wydarzeniach. | ||
+ | |||
+ | Miecze ich płonęły gniewnie, | ||
+ | a pióra skrzydeł szumiały | ||
+ | jak powódź niosąca zagładę. | ||
+ | Ludzie wiedzieli od razu, | ||
+ | że czynią źle | ||
+ | i na sądzie | ||
+ | (bo Niebiescy przybysze zasiedli nad kodeksem) | ||
+ | kładli swe uczynki | ||
+ | i oglądali je z obu stron: | ||
+ | białe po lewej, | ||
+ | czarne zaś po prawej stronie. | ||
+ | |||
+ | Lecz od tego czasu, | ||
+ | już ich nie widziano. | ||
+ | Pomieszały się barwy | ||
+ | i powstały odcienie: | ||
+ | każda rzecz ma więcej | ||
+ | niż dwie strony. | ||
+ | |||
+ | Pozostały jednak archaiczne słowa: | ||
+ | dobro i zło. | ||
+ | Przestrzeń między nimi jest zamglona. | ||
+ | granica niewyraźna. | ||
+ | |||
+ | Tu żyją ludzie między nimi rozkrzyżowani | ||
+ | i wciąż z nadzieją nasłuchują | ||
+ | syku ognia i szumu powodzi. | ||
+ | |||
+ | Nadal idziemy | ||
+ | |||
+ | Bito w wielki bęben głodu | ||
+ | i rozpoczynała się wędrówka: | ||
+ | śpiewali, gnając bydło, | ||
+ | rodząc po drodze dzieci; | ||
+ | między palcami stóp grzęzły kamyki. | ||
+ | ziem które przemijały | ||
+ | |||
+ | Opowiadali sobie o miastach | ||
+ | i utraconych krainach; | ||
+ | rozdymali nozdrza, | ||
+ | czując zapach soli. | ||
+ | Przypomnienie było jak smagnięcie batem, | ||
+ | więc się zrywali, | ||
+ | by dążyć, | ||
+ | choć morze cofało wciąż swe brzegi. | ||
+ | |||
+ | Lecz bęben nie cichł, | ||
+ | ogłuszał, kiedy przystawali. | ||
+ | |||
+ | Morze - krzyknęli wreszcie, klękając, | ||
+ | a bębny schowane w ich krwi | ||
+ | już tak biły jak puls. | ||
+ | Szli. Szli dalej. | ||
+ | |||
+ | Geometria i barbarzyńcy | ||
+ | |||
+ | Świat był kwadratowym rynkiem | ||
+ | według złotego podziału odcinka, | ||
+ | boki którego ograniczały go doskonale. | ||
+ | |||
+ | W błękitnym pyle powietrza | ||
+ | uśmiechali się jak ślepcy, | ||
+ | dowodząc z rulonem rozprawy | ||
+ | w szlachetnych palcach. | ||
+ | |||
+ | Posągi patrzyły w wieczność | ||
+ | z połą płaszcza przez ramię, | ||
+ | |||
+ | |||
+ | lecz imperium się kruszyło: | ||
+ | już w pułapce labiryntu | ||
+ | człowiek w ciele byka się miotał, | ||
+ | w gajach dzikie kobiety zdzierały skórę | ||
+ | z jednodniowego króla. | ||
+ | |||
+ | Barbarzyńcy z Północy | ||
+ | w kurzawie potu | ||
+ | roztłukli geometrię, | ||
+ | wprowadzając nierówność: | ||
+ | pola nie dało się zmierzyć | ||
+ | paskiem bydlęcej skóry, | ||
+ | więc ją znaczono krwią. | ||
+ | |||
+ | Rozprysnęli się na świata | ||
+ | nieskończone kierunki, | ||
+ | szukając porządku, nie wiedząc. | ||
+ | Lecz nieśli go w sobie | ||
+ | |||
+ | |||
+ | Relatywizm i barbarzyńcy | ||
+ | |||
+ | Biegli drobnym krokiem, cicho, | ||
+ | mając kostki okręcone rzemieniami. | ||
+ | Na skrzyżowaniach krajów i czasów | ||
+ | palili ogniska pod wysokimi gwiazdami. | ||
+ | Brali tylko dobrze odżywione kobiety | ||
+ | i ciężkie metale, | ||
+ | aż stanęli na krawędzi świata, | ||
+ | gdzie otchłań u brzegu stopy. | ||
+ | Zarżnęli barana, wylali kielich krwi, | ||
+ | oglądali się przez plecy. | ||
+ | Ich język drewniany nie znał odpowiedniego słowa. | ||
+ | |||
+ | Pierwszy skoczył dowódca. | ||
+ | Odtąd obierali cele tak małe, | ||
+ | że mogły zamknąć się w dłoni. | ||
+ | |||
+ | Wczesny scjentyzm | ||
+ | |||
+ | By światy nowe na mapę nanieść, | ||
+ | płyniemy wciąż na Zachód. | ||
+ | Buja karawelą skrzydło morza zielone, | ||
+ | gramy w kości, nie wiedząc, kto z kim: | ||
+ | na oko nie odróżnisz człowieka od czarta. | ||
+ | |||
+ | Księga czarów ze stołu spadła, | ||
+ | na demony kół drewniany, | ||
+ | to świeca pryska, | ||
+ | końcem szpady można odciąć knot. | ||
+ | |||
+ | Trzeba naprzód | ||
+ | i morze jest nieskończone, | ||
+ | nad pokładem gwiazdy | ||
+ | jak kule po ścieżkach równo mkną. | ||
+ | |||
+ | Rankiem ktoś tekst stary nożykiem wyskrobie | ||
+ | i na pergaminie „Świata opisanie” zacznie. | ||
+ | |||
+ | Płyniemy. Gdzie ląd. |
Wersja z 18:00, 28 lip 2012
Wrzące powietrze
Jest to tomik wierszy, które pisałam w różnych latach. Zamieszczę dla czytelników wiersze, które lubię szczególnie.
Plik:Emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf
Ktokolwiek wie
Przybyli dwaj aniołowie rośli i wsparli się na swoich mieczach: potoczyli wzrokiem ciężko po grzechach i wydarzeniach.
Miecze ich płonęły gniewnie, a pióra skrzydeł szumiały jak powódź niosąca zagładę. Ludzie wiedzieli od razu, że czynią źle i na sądzie (bo Niebiescy przybysze zasiedli nad kodeksem) kładli swe uczynki i oglądali je z obu stron: białe po lewej, czarne zaś po prawej stronie.
Lecz od tego czasu, już ich nie widziano. Pomieszały się barwy i powstały odcienie: każda rzecz ma więcej niż dwie strony.
Pozostały jednak archaiczne słowa: dobro i zło. Przestrzeń między nimi jest zamglona. granica niewyraźna.
Tu żyją ludzie między nimi rozkrzyżowani i wciąż z nadzieją nasłuchują syku ognia i szumu powodzi.
Nadal idziemy
Bito w wielki bęben głodu i rozpoczynała się wędrówka: śpiewali, gnając bydło, rodząc po drodze dzieci; między palcami stóp grzęzły kamyki. ziem które przemijały
Opowiadali sobie o miastach i utraconych krainach; rozdymali nozdrza, czując zapach soli. Przypomnienie było jak smagnięcie batem, więc się zrywali, by dążyć, choć morze cofało wciąż swe brzegi.
Lecz bęben nie cichł, ogłuszał, kiedy przystawali.
Morze - krzyknęli wreszcie, klękając, a bębny schowane w ich krwi już tak biły jak puls. Szli. Szli dalej.
Geometria i barbarzyńcy
Świat był kwadratowym rynkiem według złotego podziału odcinka, boki którego ograniczały go doskonale.
W błękitnym pyle powietrza uśmiechali się jak ślepcy, dowodząc z rulonem rozprawy w szlachetnych palcach.
Posągi patrzyły w wieczność z połą płaszcza przez ramię,
lecz imperium się kruszyło:
już w pułapce labiryntu
człowiek w ciele byka się miotał,
w gajach dzikie kobiety zdzierały skórę
z jednodniowego króla.
Barbarzyńcy z Północy w kurzawie potu roztłukli geometrię, wprowadzając nierówność: pola nie dało się zmierzyć paskiem bydlęcej skóry, więc ją znaczono krwią.
Rozprysnęli się na świata nieskończone kierunki, szukając porządku, nie wiedząc. Lecz nieśli go w sobie
Relatywizm i barbarzyńcy
Biegli drobnym krokiem, cicho, mając kostki okręcone rzemieniami. Na skrzyżowaniach krajów i czasów palili ogniska pod wysokimi gwiazdami. Brali tylko dobrze odżywione kobiety i ciężkie metale, aż stanęli na krawędzi świata, gdzie otchłań u brzegu stopy. Zarżnęli barana, wylali kielich krwi, oglądali się przez plecy. Ich język drewniany nie znał odpowiedniego słowa.
Pierwszy skoczył dowódca. Odtąd obierali cele tak małe, że mogły zamknąć się w dłoni.
Wczesny scjentyzm
By światy nowe na mapę nanieść, płyniemy wciąż na Zachód. Buja karawelą skrzydło morza zielone, gramy w kości, nie wiedząc, kto z kim: na oko nie odróżnisz człowieka od czarta.
Księga czarów ze stołu spadła, na demony kół drewniany, to świeca pryska, końcem szpady można odciąć knot.
Trzeba naprzód i morze jest nieskończone, nad pokładem gwiazdy jak kule po ścieżkach równo mkną.
Rankiem ktoś tekst stary nożykiem wyskrobie i na pergaminie „Świata opisanie” zacznie.
Płyniemy. Gdzie ląd.