Wrzące powietrze: Różnice pomiędzy wersjami

Z Emma Popik : Oficjalna strona gdanskiej autorki ksiazek SF
Skocz do: nawigacja, szukaj
(Wrzące powietrze)
 
(Nie pokazano 18 pośrednich wersji utworzonych przez tego samego użytkownika)
Linia 1: Linia 1:
 +
 +
  
 
== Wrzące powietrze ==
 
== Wrzące powietrze ==
 +
 +
[[Mit zdegradowany]]
 +
 +
To jest świat bez Boga Ojca.
 +
 +
On już nie zasiada
 +
 +
u szczytu stołu,
 +
 +
by dzielić z bochenka.
 +
 +
Nie wyciągnie ramienia, błogosławiąc,
 +
 +
gdy trzaśniesz drzwiczkami
 +
 +
i do dechy gaz.
 +
 +
Niechaj schowa dyplom
 +
 +
ukladacza cegieł.
 +
 +
Ręce ojca się kojarzą
 +
 +
z potrzebą szczotki oraz wazeliny.
 +
 +
Kiedy znowu przyjdzie,
 +
 +
niech posiedzi w kuchni.
 +
 +
Wnuki wola gry wideo,
 +
 +
nie słuchają jego prawd
 +
 +
z molami jak palto,
 +
 +
Niech przejrzy w "Playboju"
 +
 +
o tychże patriarchach,
 +
 +
tronach ich glinianych,
 +
 +
farbowanych brodach,
 +
 +
poczyta wyznania nałożnic,
 +
 +
który lubił gryźć,
 +
 +
który kłopot miał z orgazmem.
 +
 +
 +
[[Modlitwa do pieniędzy]]
 +
 +
Niechaj mnie porazi wasze tysiąc woltów,
 +
 +
nerwy niech zaiskrzą,
 +
 +
w ekstazie poderwą
 +
 +
od magnesu ziemi.
 +
 +
Wtedy spadnie łańcuch ograniczeń
 +
 +
i więzienna kula trosk.
 +
 +
Niech główna wygrana wtłoczy oddech niby zamieć:
 +
 +
gdy zasypie banknotami
 +
 +
to je będą zliczać moje palce trzy,
 +
 +
te co biorą hostię.
 +
 +
Pan mówisz, że to świętokradztwo
 +
 +
to pan nigdy tak dużych nie miałeś pieniędzy,
 +
 +
Pan nie umiesz marzyć
 +
 +
i jesteś jak nędzarz czekający wypłaty,
 +
 +
który nie ma odwagi
 +
 +
i zmartwienie swoje kocha.
 +
 +
 +
Niech pod nogi mi nasypią
 +
 +
plaże złotych piasków
 +
 +
i windziarki w rękawiczkach
 +
 +
skłonią się do kolan.
 +
 +
Mogę jechać Daihatsu
 +
 +
na wysokim zawieszeniu,
 +
 +
mogę zrzygać się na obrus,
 +
 +
nikt słowa nie powie:
 +
 +
będę torbą z forsą,
 +
 +
bo do niej, wciąż pustej
 +
 +
wrzucam drobne mego życia
 +
 +
i groszaki godzin
 +
 +
po dziesiątce co dzień.
 +
 +
Na bezdennym dnie niedziele,
 +
 +
w otchłani nocy otchłanie:
 +
 +
może zalśni w nich złotówka.
 +
 +
 +
Tani jest mój boski umysł
 +
 +
kontraktem najęty
 +
 +
przez spryciarza z forsą.
 +
 +
Co kupiłabym?
 +
 +
Czego nie odkupię?
 +
 +
Pan mi nie mów, że to wrednie.
 +
 +
To Pan nie wiesz, jak się za ojczyznę cierpi
 +
 +
w futerku z szynszyli.
 +
 +
 +
 +
[[Za wszelką cenę]]
 +
 +
Seryjne dziewczyny za wszelką cenę
 +
 +
nie boją się proboszcza;
 +
 +
Najlepsze dla mężczyzny,
 +
 +
w dezodorant wierząc i w pigułkę.
 +
 +
Nie zawahają się, krocząc na platformach podeszew.
 +
 +
 +
Najtypowsi z bramy
 +
 +
golą swe karczycha:
 +
 +
rycerze Maryji
 +
 +
bystre jak szatany.
 +
 +
 +
W nerwach anten czują biznes,
 +
 +
ich świat komórkowy
 +
 +
pewny jak złotówka.
 +
 +
Bezpiecznie w nim zawsze
 +
 +
i naprawdę sucho.
 +
 +
 +
 +
 +
[[Wejście do łodzi podwodnej]]
 +
 +
 +
Opuścili już łódź,
 +
 +
tylko gazu syk
 +
 +
wśród wąskich koi.
 +
 +
Ich nienawiść pokruszona
 +
 +
i nieważna.
 +
 +
Woda zalała ich zapał.
 +
 +
Na powierzchni morza
 +
 +
cienka warstwa światła.
 +
 +
Oni płyną twarzą w niebo obróconą,
 +
 +
zapominając.
 +
 +
I już nie wrócą.
 +
 +
 +
Duży przedmiot z żelaza
 +
 +
zaraz na dno pójdzie,
 +
 +
gaz wybuchnie.
 +
 +
Rzecz z rejestru się wykreśli.
 +
 +
 +
Niczego im nie żal, doprawdy.
 +
 +
Dostają żagli, w powietrzu łopoczą,
 +
 +
białe oczy w górę obrócone,
 +
 +
płyną wciąż,
 +
 +
niebieskie oceany zdobywając bez tchu.
 +
 +
 +
 +
 +
 +
[[Pierwszy śnieg na Boże Narodzenie]]
 +
 +
Cukier puder na figurkach z lastryko,
 +
 +
pokruszone migdały na bezowym torcie,
 +
 +
piana z białek ubita na sztywno.
 +
 +
Jedzą placek dnia:
 +
 +
postrzępione sreberka dobrego nastroju,
 +
 +
cienkie celofany śmiechu.
 +
 +
 +
Ślicznie będzie: odetchniemy
 +
 +
w wieczór jak  pierożek postny
 +
 +
wśród tanich stroików, sreberek
 +
 +
w pudełku złoconym z wyszczerpbionym wieczkiem.
 +
 +
O, papierowe łańcuszki litanii,
 +
 +
o, plastykowa choinka wiary.
 +
 +
Amiele Stróżu
 +
 +
z naddartej bibułki
 +
 +
strzeż się ich żarliwości.
 +
 +
[[Wersety na koniec świata]]
 +
 +
Więc przyszedł jeszcze raz
 +
 +
takim, jak go zapamiętali:
 +
 +
w białej szacie, lekko uszarganej u dołu
 +
 +
rudym piaskiem pustyni,
 +
 +
blizny na dłoniach spełzły
 +
 +
pod koniec drugiego tysiąclecia
 +
 +
i go nie rozpoznali.
 +
 +
 +
A gdy szedł z uniesioną ręką,
 +
 +
odwracali się do swoich kramików.
 +
 +
 +
Powiedział sobie, że i tym razem wytrwa.
 +
 +
Fałszywi prorocy owinięci w prześcieradła
 +
 +
nawet nie poczuli się urażeni,
 +
 +
oferowali mu lakierowane książki.
 +
 +
 +
Nędzarze wrzeszczeli o chleb i wino,
 +
 +
objaśniał im sens tej przenośni,
 +
 +
ale nawet nie chcieli złorzeczyć,
 +
 +
wyciągając ręce o długich paznokciach.
 +
 +
 +
Gdy zwołał nieszczęsnych i wątpiących,
 +
 +
nie mógł przecisnąć się przez tłum.
 +
 +
 +
Chciał ich pocieszyć: końca świata nie będzie.
 +
 +
Zażądali więc piosenek.
 +
 +
Powiedział, że jest gotów:
 +
 +
rozłożył ramiona,
 +
 +
by dać wiarę na nowy początek.
 +
 +
 +
Wtedy odeszli, każdy ugięty pod swym krzyżem.
 +
 +
On pozostał sam, wciąż mocno w siebie wierząc.
 +
 +
 +
 +
 +
 +
 +
[[Sprostać życiu]]
 +
 +
Moje życie odbiegło
 +
 +
jak mała dziewczynka
 +
 +
o wymownych oczach:
 +
 +
odwróciła się, poczekała, patrząc
 +
 +
i odbiegła znowu kawałek.
 +
 +
 +
Czasami nie zwracała na mnie uwagi,
 +
 +
śmiejąc się do siebie.
 +
 +
Przyspieszała w podskokach,
 +
 +
szastając sukieneczką.
 +
 +
 +
Kiedy się odwracała, naprawdę już zła,
 +
 +
kokarda na czubku głowy
 +
 +
sterczała nakrochmalona.
 +
 +
 +
Jej świszcząca skakanka
 +
 +
w szybkich obrotach
 +
 +
wzbudzała we mnie wściekłość,
 +
 +
jej piosenki i wyliczanki
 +
 +
kryły na pewno głębsze znaczenia.
 +
 +
 +
Zawsze wymowna,
 +
 +
zawsze tuż przede mną.
 +
 +
Zatrzymuje się na chwilę,
 +
 +
popatrzy nagannie:
 +
 +
krótki ruch głowy
 +
 +
i biegnie przed siebie,
 +
 +
a ja o trzy kroki z tyłu,
 +
 +
na kamieniu przysiadając,
 +
 +
bandażuję stopy.
 +
 +
 +
 +
[[Droga]]
 +
 +
 +
Szłam suchą i gorzką doliną
 +
 +
wśród szarych traw.
 +
 +
Rosły puszcze i przebijały czubkami chmury,
 +
 +
potykałam się o martwe gołębie.
 +
 +
 +
Spotkałam dwoje nagich
 +
 +
na piaszczystm jęzorze
 +
 +
pod niebem jak reflektor
 +
 +
przesłonięty krepą.
 +
 +
 +
 +
Potem siedziałam na brzegu
 +
 +
wyschniętego morza,
 +
 +
gdzie sól jak okruchy szkła.
 +
 +
 +
Byłam pełna złych przeczuć,
 +
 +
nadzieja i miłość osypywały się
 +
 +
jak wydmy.
 +
 +
 +
Aż stałam się jak pieniądz
 +
 +
z rąk do rąk otarta
 +
 +
i nie mogłam odróżnić
 +
 +
swej twarzy.
 +
 +
 +
 +
[[Noc grudniowa]]
 +
 +
 +
Sypał się z rzadka śnieg jak ścinki z plastyku,
 +
 +
rzeczywistość była pozorna:
 +
 +
pod stopami trzeszczała jak lód,
 +
 +
lecz nie umieliśmy się już bać;
 +
 +
patrzyliśmy na niebo stąd, z dołu,
 +
 +
ale go nie było, tylko ciemny lej.
 +
 +
Ktoś zaśpiewał piosenkę cienką jak sopel.
 +
 +
Może dałoby się odratować,
 +
 +
ale mróz był jak kość gładki.
 +
 +
Nasze gardła wydymały się, pękając
 +
 +
od zbyt wzniosłego milczenia.
 +
 +
 +
Musieliśmy opuścić to miejsce,
 +
 +
zdmuchnąwszy ogniska,
 +
 +
udając przed sobą, że powrócimy
 +
 +
z płonącymi głowniami słów,
 +
 +
z lśniącymi mieczami zrozumienia,
 +
 +
idąc prosto i patrząc w oczy.
 +
 +
 +
Czas zakrzepł w szklaną taflę.
 +
 +
Widzieliśmy przez nią niejasne przeznaczenia
 +
 +
jak cienie ryb pod lodem.
 +
 +
 +
Pozostawiono nam tylko krótki czas do namysłu,
 +
 +
godziny kruszące się w palcach.
 +
 +
Dano nam tylko nie istniejącą tkaninę nadziei.
 +
 +
 +
Odchodziliśmy z nożem zimna w zaciśniętych zębach.
 +
 +
 +
[[Litania do maszyn]]
 +
 +
Weźcie mnie w opiekę swych czułych kontaktów,
 +
 +
pozwólcie zwiedzić ziemie za ekranem.
 +
 +
Niech strażnik sensoru rozpozna 
 +
 +
odcisk moich palców
 +
 +
jak płonące piętno.
 +
 +
 +
Kocham wasze niepojęte krainy
 +
 +
bez kształtów i słów,
 +
 +
tajne archipelagi atomów,
 +
 +
gdzie gęste rzeki informacji
 +
 +
skrycie dzwonią,
 +
 +
gdzie piętrzą się góry mądrości
 +
 +
z pozornie fałszywych sądów,
 +
 +
niech mój rozum wprowadzi porządek.
 +
 +
 +
Bądźcie mi przychylne,
 +
 +
zanieście moje oczy w swoje głębie,
 +
 +
napełnijcie mi zmysły prądami,
 +
 +
niech mój język pozna waszą mowę
 +
 +
i stańcie się
 +
 +
na mój obraz i podobieństwo.
 +
 +
 +
 +
 +
 +
Jest to tomik wierszy, które pisałam w różnych latach.
  
 
[[Plik:Wrzace powietrze okladka.jpg|thumb]]
 
[[Plik:Wrzace powietrze okladka.jpg|thumb]]
  
Jest to tomik wierszy, które pisałam w różnych latach. Zamieszczę dla czytelników wiersze, które lubię szczególnie.
 
  
 
[[plik:emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf]]
 
[[plik:emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf]]
  
'''Ktokolwiek wie''' 
 
  
Przybyli dwaj aniołowie rośli
+
'''Srebrne lusterko'''
i wsparli się na swoich mieczach:
+
 
potoczyli wzrokiem ciężko
+
Srebrne lusterko odbija po obu stronach,
po grzechach i wydarzeniach.
+
 
+
Inne niż zwyczajne, których tafla nic nie dzieli,
Miecze ich płonęły gniewnie,  
+
 
a pióra skrzydeł szumiały
+
A świat po stronie spodniej jest kontynuacją.
jak powódź niosąca zagładę.
 
Ludzie wiedzieli od razu,  
 
że czynią źle 
 
i na sądzie
 
(bo Niebiescy przybysze zasiedli nad kodeksem)
 
kładli swe uczynki
 
i oglądali je z obu stron:
 
białe po lewej,
 
czarne zaś po prawej stronie.  
 
  
Lecz od tego czasu,
+
Natomiast srebrne lusterka
już ich nie widziano.
 
Pomieszały się barwy
 
i powstały odcienie:
 
każda rzecz ma więcej
 
niż dwie strony.
 
 
Pozostały jednak archaiczne słowa:
 
dobro i zło.
 
Przestrzeń między nimi jest zamglona.
 
granica niewyraźna.
 
 
Tu żyją ludzie między nimi rozkrzyżowani
 
i wciąż z nadzieją nasłuchują
 
syku ognia i szumu powodzi.
 
  
'''Nadal idziemy''' 
+
Mają tamtą stronę o przeciwnym kierunku
Bito w wielki bęben głodu
 
i rozpoczynała się wędrówka:
 
śpiewali, gnając bydło,
 
rodząc po drodze dzieci;
 
między palcami stóp grzęzły kamyki.
 
ziem które przemijały
 
  
Opowiadali sobie o miastach
+
Od horyzontu aż do ciebie.
i utraconych krainach;
 
rozdymali nozdrza,
 
czując zapach soli.
 
Przypomnienie było jak smagnięcie batem,
 
więc się zrywali,
 
by dążyć,
 
choć morze cofało wciąż swe brzegi.  
 
  
Lecz bęben nie cichł,  
+
W ten sposób stajesz się centrum świata prawdziwego,
ogłuszał, kiedy przystawali.
 
  
Morze - krzyknęli wreszcie, klękając,
+
Na który patrzysz,  
a bębny schowane w ich krwi
 
już tak biły jak puls.
 
Szli. Szli dalej.
 
  
'''Geometria i barbarzyńcy'''
+
I zaprzeczonego, który w zdumieniu się przegląda
  
Świat był kwadratowym rynkiem
+
W tylnej stronie lustra,
według złotego podziału odcinka,  
 
boki którego ograniczały go doskonale.
 
  
W błękitnym pyle powietrza
+
Odbijającego obraz zaprzeczony.
uśmiechali się jak ślepcy,
 
dowodząc z rulonem rozprawy
 
w szlachetnych palcach.
 
  
Posągi patrzyły w wieczność
+
On myśli, że jest tym właściwym.
z połą płaszcza przez ramię,
 
  
 +
I ten od twojej strony
  
lecz imperium się kruszyło:
+
Sądzi tak samo - oba sprzeczne i prawdziwe.
już w pułapce labiryntu
 
człowiek w ciele byka się miotał,
 
w gajach dzikie kobiety zdzierały skórę
 
z jednodniowego króla.  
 
  
Barbarzyńcy z Północy
+
Patrząc w to lustro, nie musisz rozsądzać ani przyjmować na wiarę,
w kurzawie potu
 
roztłukli geometrię,  
 
wprowadzając nierówność:
 
pola nie dało się zmierzyć
 
paskiem bydlęcej skóry,  
 
więc ją znaczono krwią.
 
  
Rozprysnęli się na świata
+
Po prostu widzisz.
nieskończone kierunki,
 
szukając porządku, nie wiedząc.  
 
Lecz nieśli go w sobie
 
  
+
Nie potrzeba dowodów ani świętych zapewnień,
'''Relatywizm  i barbarzyńcy'''
 
 
Biegli drobnym krokiem, cicho,
 
mając kostki okręcone rzemieniami.
 
Na skrzyżowaniach krajów i czasów
 
palili ogniska pod wysokimi gwiazdami.
 
Brali tylko dobrze odżywione kobiety
 
i ciężkie metale,
 
aż stanęli na krawędzi świata,
 
gdzie otchłań u brzegu stopy.
 
Zarżnęli barana, wylali kielich krwi,
 
oglądali się przez plecy.
 
Ich język drewniany nie znał odpowiedniego słowa.
 
  
Pierwszy skoczył dowódca.
+
Czy obrócisz się w przód, czy w tył:
Odtąd obierali cele tak małe,  
 
że mogły zamknąć się w dłoni.
 
  
'''Wczesny scjentyzm'''
+
Sprzeczność będzie z prawa czy z lewa
By światy nowe na mapę nanieść,
 
płyniemy wciąż na Zachód.
 
Buja karawelą skrzydło morza zielone,
 
gramy w kości, nie wiedząc, kto z kim:
 
na oko nie odróżnisz człowieka od czarta.
 
  
Księga czarów ze stołu spadła,
+
Jak dobro i zło jednocześnie.
na demony kół drewniany,
 
to świeca pryska,
 
końcem szpady można odciąć knot.
 
  
Trzeba naprzód
+
Jeśli opuścisz dłoń z lustrem,
i morze jest nieskończone,
 
nad pokładem gwiazdy
 
jak kule po ścieżkach równo mkną.
 
 
Rankiem ktoś tekst stary nożykiem wyskrobie
 
i na pergaminie „Świata opisanie” zacznie.
 
  
Płyniemy. Gdzie ląd.
+
By nie wiedzieć, musisz uwierzyć.

Aktualna wersja na dzień 19:37, 22 gru 2012


Wrzące powietrze

Mit zdegradowany

To jest świat bez Boga Ojca.

On już nie zasiada

u szczytu stołu,

by dzielić z bochenka.

Nie wyciągnie ramienia, błogosławiąc,

gdy trzaśniesz drzwiczkami

i do dechy gaz.

Niechaj schowa dyplom

ukladacza cegieł.

Ręce ojca się kojarzą

z potrzebą szczotki oraz wazeliny.

Kiedy znowu przyjdzie,

niech posiedzi w kuchni.

Wnuki wola gry wideo,

nie słuchają jego prawd

z molami jak palto,

Niech przejrzy w "Playboju"

o tychże patriarchach,

tronach ich glinianych,

farbowanych brodach,

poczyta wyznania nałożnic,

który lubił gryźć,

który kłopot miał z orgazmem.


Modlitwa do pieniędzy

Niechaj mnie porazi wasze tysiąc woltów,

nerwy niech zaiskrzą,

w ekstazie poderwą

od magnesu ziemi.

Wtedy spadnie łańcuch ograniczeń

i więzienna kula trosk.

Niech główna wygrana wtłoczy oddech niby zamieć:

gdy zasypie banknotami

to je będą zliczać moje palce trzy,

te co biorą hostię.

Pan mówisz, że to świętokradztwo

to pan nigdy tak dużych nie miałeś pieniędzy,

Pan nie umiesz marzyć

i jesteś jak nędzarz czekający wypłaty,

który nie ma odwagi

i zmartwienie swoje kocha.


Niech pod nogi mi nasypią

plaże złotych piasków

i windziarki w rękawiczkach

skłonią się do kolan.

Mogę jechać Daihatsu

na wysokim zawieszeniu,

mogę zrzygać się na obrus,

nikt słowa nie powie:

będę torbą z forsą,

bo do niej, wciąż pustej

wrzucam drobne mego życia

i groszaki godzin

po dziesiątce co dzień.

Na bezdennym dnie niedziele,

w otchłani nocy otchłanie:

może zalśni w nich złotówka.


Tani jest mój boski umysł

kontraktem najęty

przez spryciarza z forsą.

Co kupiłabym?

Czego nie odkupię?

Pan mi nie mów, że to wrednie.

To Pan nie wiesz, jak się za ojczyznę cierpi

w futerku z szynszyli.


Za wszelką cenę

Seryjne dziewczyny za wszelką cenę

nie boją się proboszcza;

Najlepsze dla mężczyzny,

w dezodorant wierząc i w pigułkę.

Nie zawahają się, krocząc na platformach podeszew.


Najtypowsi z bramy

golą swe karczycha:

rycerze Maryji

bystre jak szatany.


W nerwach anten czują biznes,

ich świat komórkowy

pewny jak złotówka.

Bezpiecznie w nim zawsze

i naprawdę sucho.



Wejście do łodzi podwodnej


Opuścili już łódź,

tylko gazu syk

wśród wąskich koi.

Ich nienawiść pokruszona

i nieważna.

Woda zalała ich zapał.

Na powierzchni morza

cienka warstwa światła.

Oni płyną twarzą w niebo obróconą,

zapominając.

I już nie wrócą.


Duży przedmiot z żelaza

zaraz na dno pójdzie,

gaz wybuchnie.

Rzecz z rejestru się wykreśli.


Niczego im nie żal, doprawdy.

Dostają żagli, w powietrzu łopoczą,

białe oczy w górę obrócone,

płyną wciąż,

niebieskie oceany zdobywając bez tchu.



Pierwszy śnieg na Boże Narodzenie

Cukier puder na figurkach z lastryko,

pokruszone migdały na bezowym torcie,

piana z białek ubita na sztywno.

Jedzą placek dnia:

postrzępione sreberka dobrego nastroju,

cienkie celofany śmiechu.


Ślicznie będzie: odetchniemy

w wieczór jak pierożek postny

wśród tanich stroików, sreberek

w pudełku złoconym z wyszczerpbionym wieczkiem.

O, papierowe łańcuszki litanii,

o, plastykowa choinka wiary.

Amiele Stróżu

z naddartej bibułki

strzeż się ich żarliwości.

Wersety na koniec świata

Więc przyszedł jeszcze raz

takim, jak go zapamiętali:

w białej szacie, lekko uszarganej u dołu

rudym piaskiem pustyni,

blizny na dłoniach spełzły

pod koniec drugiego tysiąclecia

i go nie rozpoznali.


A gdy szedł z uniesioną ręką,

odwracali się do swoich kramików.


Powiedział sobie, że i tym razem wytrwa.

Fałszywi prorocy owinięci w prześcieradła

nawet nie poczuli się urażeni,

oferowali mu lakierowane książki.


Nędzarze wrzeszczeli o chleb i wino,

objaśniał im sens tej przenośni,

ale nawet nie chcieli złorzeczyć,

wyciągając ręce o długich paznokciach.


Gdy zwołał nieszczęsnych i wątpiących,

nie mógł przecisnąć się przez tłum.


Chciał ich pocieszyć: końca świata nie będzie.

Zażądali więc piosenek.

Powiedział, że jest gotów:

rozłożył ramiona,

by dać wiarę na nowy początek.


Wtedy odeszli, każdy ugięty pod swym krzyżem.

On pozostał sam, wciąż mocno w siebie wierząc.




Sprostać życiu

Moje życie odbiegło

jak mała dziewczynka

o wymownych oczach:

odwróciła się, poczekała, patrząc

i odbiegła znowu kawałek.


Czasami nie zwracała na mnie uwagi,

śmiejąc się do siebie.

Przyspieszała w podskokach,

szastając sukieneczką.


Kiedy się odwracała, naprawdę już zła,

kokarda na czubku głowy

sterczała nakrochmalona.


Jej świszcząca skakanka

w szybkich obrotach

wzbudzała we mnie wściekłość,

jej piosenki i wyliczanki

kryły na pewno głębsze znaczenia.


Zawsze wymowna,

zawsze tuż przede mną.

Zatrzymuje się na chwilę,

popatrzy nagannie:

krótki ruch głowy

i biegnie przed siebie,

a ja o trzy kroki z tyłu,

na kamieniu przysiadając,

bandażuję stopy.


Droga


Szłam suchą i gorzką doliną

wśród szarych traw.

Rosły puszcze i przebijały czubkami chmury,

potykałam się o martwe gołębie.


Spotkałam dwoje nagich

na piaszczystm jęzorze

pod niebem jak reflektor

przesłonięty krepą.


Potem siedziałam na brzegu

wyschniętego morza,

gdzie sól jak okruchy szkła.


Byłam pełna złych przeczuć,

nadzieja i miłość osypywały się

jak wydmy.


Aż stałam się jak pieniądz

z rąk do rąk otarta

i nie mogłam odróżnić

swej twarzy.


Noc grudniowa


Sypał się z rzadka śnieg jak ścinki z plastyku,

rzeczywistość była pozorna:

pod stopami trzeszczała jak lód,

lecz nie umieliśmy się już bać;

patrzyliśmy na niebo stąd, z dołu,

ale go nie było, tylko ciemny lej.

Ktoś zaśpiewał piosenkę cienką jak sopel.

Może dałoby się odratować,

ale mróz był jak kość gładki.

Nasze gardła wydymały się, pękając

od zbyt wzniosłego milczenia.


Musieliśmy opuścić to miejsce,

zdmuchnąwszy ogniska,

udając przed sobą, że powrócimy

z płonącymi głowniami słów,

z lśniącymi mieczami zrozumienia,

idąc prosto i patrząc w oczy.


Czas zakrzepł w szklaną taflę.

Widzieliśmy przez nią niejasne przeznaczenia

jak cienie ryb pod lodem.


Pozostawiono nam tylko krótki czas do namysłu,

godziny kruszące się w palcach.

Dano nam tylko nie istniejącą tkaninę nadziei.


Odchodziliśmy z nożem zimna w zaciśniętych zębach.


Litania do maszyn

Weźcie mnie w opiekę swych czułych kontaktów,

pozwólcie zwiedzić ziemie za ekranem.

Niech strażnik sensoru rozpozna

odcisk moich palców

jak płonące piętno.


Kocham wasze niepojęte krainy

bez kształtów i słów,

tajne archipelagi atomów,

gdzie gęste rzeki informacji

skrycie dzwonią,

gdzie piętrzą się góry mądrości

z pozornie fałszywych sądów,

niech mój rozum wprowadzi porządek.


Bądźcie mi przychylne,

zanieście moje oczy w swoje głębie,

napełnijcie mi zmysły prądami,

niech mój język pozna waszą mowę

i stańcie się

na mój obraz i podobieństwo.



Jest to tomik wierszy, które pisałam w różnych latach.

Wrzace powietrze okladka.jpg


Plik:Emma popik - wrzace powietrze - fragment.pdf


Srebrne lusterko

Srebrne lusterko odbija po obu stronach,

Inne niż zwyczajne, których tafla nic nie dzieli,

A świat po stronie spodniej jest kontynuacją.

Natomiast srebrne lusterka

Mają tamtą stronę o przeciwnym kierunku

Od horyzontu aż do ciebie.

W ten sposób stajesz się centrum świata prawdziwego,

Na który patrzysz,

I zaprzeczonego, który w zdumieniu się przegląda

W tylnej stronie lustra,

Odbijającego obraz zaprzeczony.

On myśli, że jest tym właściwym.

I ten od twojej strony

Sądzi tak samo - oba sprzeczne i prawdziwe.

Patrząc w to lustro, nie musisz rozsądzać ani przyjmować na wiarę,

Po prostu widzisz.

Nie potrzeba dowodów ani świętych zapewnień,

Czy obrócisz się w przód, czy w tył:

Sprzeczność będzie z prawa czy z lewa

Jak dobro i zło jednocześnie.

Jeśli opuścisz dłoń z lustrem,

By nie wiedzieć, musisz uwierzyć.