Popik:Aktualności: Różnice pomiędzy wersjami

Z Emma Popik : Oficjalna strona gdanskiej autorki ksiazek SF
Skocz do: nawigacja, szukaj
(Archiwalne)
Linia 4: Linia 4:
 
[[Pazdziernik 2013]]
 
[[Pazdziernik 2013]]
  
 
+
[[Listopad 2013]]
  
  
Linia 61: Linia 61:
  
  
Magia zakłada, że rzeczy wpływają na siebie na odległość na skutek tajnego powinowactwa, a impulsy są przekazywane za pośrednictwem czegoś, co jest niby niewidzialny eter, podobny do tego, którego istnienie postuluje współczesna nauka dla ściśle identycznych powodów, w więc w celu wytłumaczenia, w jaki sposób rzeczy mogą na siebie wpływać poprzez przestrzeń, która wydaje się być pusta. Zasada magii działania mówi, że podobne wywołuje podobne: nakłuwanie szpilkami figurki wroga: druga zasada to przenoszenie: rzeczy, które były w związku, są w nim nadal mimo odległości, a więc przedmiot należący do osoby nie traci z nią kontaktu, trzeba go zniszczyć, by zabić właściciela. Odprawiający magię wierzy implicite, że te same zasady, które stosuje, regulują funkcje przyrody nieożywionej. Zakłada, że te dwa prawa - podobieństwa i styku - mają uniwersalne zastosowanie i nie ograniczają się tylko do działania ludzi. Magia jest więc fałszywym systemem praw przyrody. Zakłada istnienie praw implicite, a nauka explicite - jak twierdzi James George Frazer w "Złotej gałęzi". Nauka stwierdza, że magnes przyciągnie metal i ma odpowiednie narzędzia. A gdyby magia dysponowała magicznymi narzędziami?  
+
Magia zakłada, że rzeczy wpływają na siebie na odległość na skutek tajnego powinowactwa, a impulsy są przekazywane za pośrednictwem czegoś, co jest niby niewidzialny eter, podobny do tego, którego istnienie postuluje współczesna nauka dla ściśle identycznych powodów, w więc w celu wytłumaczenia, w jaki sposób rzeczy mogą na siebie wpływać poprzez przestrzeń, która wydaje się być pusta. Zasada magii działania mówi, że podobne wywołuje podobne: nakłuwanie szpilkami figurki wroga: druga zasada to przenoszenie: rzeczy, które były w związku, są w nim nadal mimo odległości, a więc przedmiot należący do osoby nie traci z nią kontaktu, trzeba go zniszczyć, by zabić właściciela. Odprawiający magię wierzy implicite, że te same zasady, które stosuje, regulują funkcje przyrody nieożywionej. Zakłada, że te dwa prawa - podobieństwa i styku - mają uniwersalne zastosowanie i nie ograniczają się tylko do działania ludzi. Magia jest więc fałszywym systemem praw przyrody. Zakłada istnienie praw implicite, a nauka explicite - jak twierdzi James George Frazer w "Złotej gałęzi". Nauka stwierdza, że magnes przyciągnie metal i ma odpowiednie narzędzia. A gdyby magia dysponowała magicznymi narzędziami?
 
 
 
 
==Ciekawe, ile wypili : 23 listopada 2013==
 
 
 
Przeglądając "Listy z podróży" Edwarda Odyńca, by znaleźć scenę, w której Mickiewicz wykazuje zdolności paranormalne, natknęłam się na opis dziwnego obyczaju. Po uczcie w dniu urodzin Geothego Odyniec i Mickiewicz wychodzili z hotelu, w recepcji jednak mieli zapłacić za wypite wino. Gospodarz hotelu miał przed sobą na stoliku listę, w której przy każdym nazwisku napisał należność. Polskie nazwiska były dla niego zbyt trudne, wiec napisał: Polak 1, Polak 2. Pole to Polak, ale i biegun. Potem Goethe wydawał żartobliwe pisemko "Chaos", w którym napisał o krążeniu między dwoma Polakami czy biegunami. Odyniec pisze, że podejrzewał niektóre panie krążące pomiędzy jednym a drugim Polakiem. Nic się nie ukryje, wszystkie sprawki wyszły na jaw, tyle że nie wiadomo, ile wypili wina na urodzinach Goethego.
 
 
 
==Wszystko robi się samo :18 listopada 2013 ==
 
 
 
Inteligencja powstała spontanicznie, jak wiemy. Przyroda dokonywała niezliczonej ilości prób i błędów, aż wreszcie trach! Zaczęła myśleć. Życie również powstało samoistnie, ale najpierw był Wielki Wybuch. Pamiętam, kiedy wchodziła w życie ta teoria: słysząc ją, wszyscy wybuchali śmiechem, aż wreszcie dali się przekonać i - co więcej - zaczynali udowadniać ją naukowo. Pamiętam również, jak leciał śmiech przez cały świat naukowy, kiedy dwóch młodych chłopaczków, asystenci jacyś czy doktorzy,  a co tam, bawili się układaniem koralików i klocków. Niebawem ogłosili, że człowiek ma DNA i jeszcze RNA i one właśnie tak wyglądają, mniej więcej. Teraz się dużo fantazjuje na przejęcie rządów umysłów, dusz i politycznych przez sztuczną inteligencję. Pamiętam, że dwaj moi znajomi profesorowie przewidywali powstanie jej na początku roku Y2K. Teraz pewnie już ją mamy, ale widzimy głównie w inteligentnych pigułkach na reklamach. Bunt robotów to tylko początek, komputery wyzwolą się spod władzy ludzi i już sobie bez nich nie poradzimy, podobnie jak dzieciaki przy odrabianiu pracy domowej. Inteligencja Intelu obejmie świat. Staniemy się poddanymi, gorszą rasą. Nawet ja napisałam opowiadanie "Sama jasność" o usiłowaniu przejęcia przez maszyny panowania nad człowiekiem. Jak dotychczas, ludzie zwyciężają przez swoje błędy, upór, poświęcenie lub głupotę. Pamiętam również wystawę o kampjuterach, jak mówiła urodziwa amerykanka, polskiego pochodzenia. Opowiadała o ich wielkich możliwościach, ale głównie o tym, że staną się powszechne. I powiedziała również: "Może ty również będziesz go używać". Uznałam to za niemożliwe. Głównie pamiętam jej piękną sukienkę. No i używam komputera, zastanawiam się, kiedy stworzą teorię, ot, tak z niczego, że ludzie również mogą mieć inteligencją pozaintelową. Oczywiście powstałą z niczego.
 
 
 
 
 
== Straszna możliwość : 17 listopada 2013 ==
 
 
 
Nauka udowadnia magię. Wiedzieliśmy zawsze, że są miejsca przeklęte, z których uciekaliśmy w przerażeniu, domy, w których nie można mieszkać, bo w nich się choruje i szybko umiera. Ale któż by w to wierzył, przecież to zabobony. Teraz jednak uzyskały potwierdzenie naukowe oraz nazwę: sick houses syndrom. Naukowcy nareszcie odkryli, że niektóre domy powodują choroby u mieszkańców. Na razie mówi się skromnie: to pewne rodzaje grzybów wpływają na zwiększenie liczby zachorowania na Parkinsona. Nie mówi się jeszcze o reumatyzmie czy chorobach psychicznych. Wystarczy jednak znaleźć się w miejscu, z którego odeszła woda po powodzi. Tak było w Gdańsku, chore, straszne miejsca długo odstręczały ludzi. Niedaleko mojego domu rośnie rząd drzew. Nikt tamtędy nie chodzi, a na trawniku obok jest zawsze pusto, naprawdę czuje się tam coś nieprzyjemnego. Niedaleki czas, kiedy rozwinie się temat zabrudzenia energetycznego, i to spowodowanego nie tylko przez anteny czy linie wysokiego napięcia, ale i przez pamięć zachowaną w przedmiotach domów i mieszkań, gdzie panowało zło, gniew, bójki, śmierć. Być może kiedyś w przyszłości zostaną zawieszone liczniki takiej energii, ostrzegające ludzi, podobnie jak to czynią teraz kamery dla sfotografowania wypadków czy napadów. Będą całe dzielnice  chore, zarażone, miejsca podwyższonego ryzyka, gdzie mieszkają tylko nędzarze. A czy tak już nie jest, tyle że nie mamy monitoringu. 
 
 
 
 
 
== Matematyka, czyli pieniądze : 16 listopada 2013 ==
 
 
 
Liczę doskonale, mam naprawdę talent, dodaję w pamięci liczby czterocyfrowe, szczególnie w funtach i dolarach. Ostatnio jednak brak mi okazji do ćwiczeń. Wyżywam się więc w czytanych książkach, liczę automatycznie, nic na to nie poradzę. I nie zgadza mi się rachunek: kobieta, mająca lat dwadzieścia po siedemnastu latach ma lat trzydzieści, a mężczyzna - jej rówieśnik - jest już  po pięćdziesiątce. I ja bym chciała, by tak liczono moje lata. Ta przypadłość liczenia sięga czasów licealnych, gdy czytałam "Pana Tadeusza", liczyłam lata i wiek bohaterów, rysując diagramy, by zrozumieć. Ale, co tam! Telimena powiedziała: "Zosiu, dziś zaczynasz rok czternasty, czas za mąż". Teraz liczymy wspak, bo kobiety w tym wieku to małe dzieci. Policzyłam sobie jednak wiek moich bohaterów w właśnie ukończonej powieści "Złota ćma". Pewien Danziger, wspominający swoje dzieciństwo po wojnie, ma 83 lata, jest żwawy i zajmuje się biznesem. Nie jest to oczywiście rekord. Właśnie na Uniwersytecie Gdańskim odbyła się promocja kolejnej książki Edwarda Kajdańskiego. Autor spędził dzieciństwo i młodość w Chinach, w Harbinie, a było to na początku XX wieku. Dużo pisał o swoim sposobie odżywiania się. Bywał głodny, ludzi żywiło morze i targowisko z płodami rolnymi z prawdziwej ziemi. Zastanawiam się, co zrobić sobie na szybkiego do zjedzenia - chińską zupkę?
 
 
 
 
 
== Wielki mit : 15 listopada 2013 ==
 
 
 
Świat jako oszustwo. Ostatnio dużo się mówi o tym, czego lekarze nie nam powiedzą. Dowiedziałam się niedawno, że nie leczą reumatyzmu, ale utrzymują stawy w ruchu. Mówi się, że koncerny farmaceutyczne okłamują wszystkich, nawet instytucje państwowe odpowiedzialne za testowanie leków. Jak to jest, że bierzemy leki na zbicie gorączki, wiedząc, że jest pomocą w zwalczaniu choroby, wmówiono nam. Kiedyś interesowałam się fenomenem UFO, przestałam, gdy stwierdziłam, że tzw. służby stworzyły sobie darmową i olbrzymią sieć informatorów, którzy skwapliwie donosili, dokąd doleciał testowany akurat nowy samolot. Jakże plastyczną gliną jest nasz umysł, jak łatwo wbić w niego przekonania. Chciałabym się dowiedzieć kiedyś, kto wpadł na ten genialny pomysł i czy dostał wysoką premię za opracowanie tego projektu. Jestem niemal pewna, że w młodości był zwolennikiem literatury sf i nie mógł zapomnieć książki Adamskiego o spotkaniu z kosmitami. Szkoda, że się nie mówi o tych podstawach wielkiego mitu naszej epoki.
 
 
 
== Zmarnowany motyw : 13 listopada 2013 ==
 
 
 
Zmarnowany motyw. Zauważyli pewnie państwo, że nie podaję autora książki, jeśli coś mi się w niej nie podoba. Czytałam wczoraj właśnie, a motyw tak się rozwija: spotyka się dwóch panów, jeden z nich mówi, że szuka syna, błaga o każdą informację, podaje nazwisko w niemieckiej formie, czyniąc uwagę, że być może zapisuje się je po polsku. Druga scena: leży chory mężczyzna, dużo zabiegów o jego zdrowie. Potem akcja, akcja, młody człowiek dostaje gorączki, błaga o sprowadzenie ojca. Podaje nazwisko. Forma niemiecka, ale wszystko jasne. Młody człowiek umiera niestety. I co? Pochowali go. Koniec motywu. Czemuż autor nie poczekał z tą śmiercią; gdyby ojciec dotarł, jakaż to byłaby ulga dla czytelników, gdyby sprowadzono go chociaż po śmierci syna, już nie byłoby to dla nas tak wielkim cierpieniem. Pewnie się państwo ze mną zgodzą.
 
 
 
 
 
== Co pan na to Mr. Freud : 11 listopada 2013 ==
 
 
 
Przychodziły do mnie sny, by mi coś pokazać i wytłumaczyć. Śniła się kuchnia, sięgnęłam więc do sennika. Kuchnia ma znaczenie emocjonalne. Jej wygląd określa stan, w jakim jesteś. Jaką widzisz we śnie, czy jest pusta, bo to może oznaczać, że czujesz emocjonalny głód w stosunku do bliskich. We śnie oglądałam proporcjonalnie ustawione przedmioty na bufecie. Jedna osoba zamieniła się w drugą, gotowała coś dla siebie, odwrócona do mnie plecami. Wszystko jasne, dokładnie tak jest. Freud jednak twierdzi, że pokoje przedstawiają kobiety. Przypomniałam sobie teraz, że byłam w Londynie w domu Freuda, zamienionym na muzeum. Szłam pieszo, pewnie, znałam te ulice. Wewnątrz domu zachowałam się gwałtownie: "tu powinny być drzwi!" Przedtem miałam sen: siedzę w holu tego domu na walizce, mam niebieską sukienkę, powiał wiatr, otworzyły się drzwi, wmiótł liście i ciemność. Sen powtarzał się przez wiele nocy niezmieniony, ale go nie zrozumiałam. Miałam chyba udać się w podróż. Jeżeli we śnie spotkacie zmarłych ukochanych, by ich odprowadzić na dworzec, nie wsiadajcie do pociągu. Z tej podróży się nie wraca, a bilet nigdy nie przepadnie.
 
 
 
 
 
== Trafne słowo : 1 listopada 2013 ==
 
 
 
Nie myślcie, proszę, że zrzędzę, jak to czynią starzy ludzie, którzy mając oczy obrócone w przeszłość, tylko w niej dostrzegają źródło wartości. Mamy jednak ładne słowo zaduszki, teraz wypierane przez dynie z wydłubanymi oczami. Potrzebujemy jednak tego obyczaju. Małolaty  przebierają się za strachy i upiory, nie rozumiejąc, że chcą w ten sposób wydobyć własne lęki. Po co im również wiedzieć, że żądanie "cukierek albo psikus", pochodzi z czasów, kiedy dzieci biedoty chodziły od drzwi do drzwi, przebrane i z twarzami uczernionymi sadzą, stukając do drzwi bogatszych domów i za swoje improwizacje dostawały jedzenie. W razie odmowy robiły brzydkie rzeczy. Widziałam w Londynie dzieciaki ciągnące wózeczek z kukiełką, wołające "Penny for Guy". Zetknęłam się z tym raz w kraju, wołano o grosik. Jeśli nie odpowiada nam katolicki obyczaj modlitw i nabożeństw, można wspominać zmarłych. Do czego są nam potrzebne groby przodków - pisałam w opowiadaniu "Historia początku": zaświadczają, że byliśmy tu od dawna. Nie zżymam się na nową zabawę, jak wspomniałam, gdyż ona pokazuje głębszy proces: stary obyczaj, gdy już nie jest potrzebny, zamienia się w zabawę, jak wykupywanie panny młodej na weselach i zabawa w kółeczko, w którym stoi w środku dziecko. Niegdyś stawano w kole, aby zabić tego, który ściągnął nieszczęście, kozła ofiarnego. Nikogo ze stojących w kole nie można było oskarżyć o morderstwo, wszyscy byli winni, a więc nikt.
 
Ta zasada psychiczna nadal jest powszechnie stosowana.
 

Wersja z 10:21, 28 mar 2014

Archiwalne

Wrzesień 2013

Pazdziernik 2013

Listopad 2013



Obrazy słów: 17 marca 2014

Starałam się pisać obrazami, właściwie nie mając wyjścia, bo się narzucały. Sięgnęłam jednak po dzieło pisarza i czuję się jak w galerii: każde zdanie niemal jest obrazem. "Przez wiele miesięcy wleczono mnie jako tłumacza wojskowego przez świat w gruzach", "znowu wyrzucono na bruk miasta, gdzie trudniej niż w jakimkolwiek innym miejscu było borykać się z nędzą". Przytoczę opis biedy, waham się nazwać go pięknym, powiem, że jest wyrazisty. "Och znałem z doświadczenia straszliwą dolę tych, co w nocy piorą swoją jedyną koszulę, chodzą po śniegu z dziurawymi podeszwami, palą połówki papierosów i gotują w szafie, a w końcu ulegają takiej obsesji głodu, że ich inteligencja ogranicza się do jednej myśli: jedzenia". Dwóch mężczyzn toczy rozmowę na temat muzyki wykonywanej pierwotnymi instrumentami, a jeden zaczyna mówić głosem głuchym, jakby czerpiąc siłę z jakiejś ciemnej egzaltacji. I znowu piękny obraz: "I tak jak grzesznik wytrząsa przed konfesjonałem czarny worek swoich nieprawości i pożądań..." "I mnie też przygniatają moje własne zdania - jak gdyby wypowiedziane przez kogoś innego, przez sędziego, którego nosiłem w sobie, nie wiedząc o tym.." "Chodzi tylko o to, czy wyrzeknę się możliwości przepłynięcia wzdłuż czarodziejskiej rzeki z miłości do trocin barowych". Tymczasem deszcz dzwoni mocno o szyby, gospodarz wychodzi po płaszcz. "Wykorzystałem tę sposobność, by uciec. Chciało mi się pić. W tej chwili interesowało mnie tylko to, by jak najprędzej znaleźć się w pobliskim barze, gdzie na ścianie wisiały fotografie koni wyścigowych". Lubię takie zakończenia, nie są definitywne, lecz tworzą wyjście do następnej sceny. Często je stosuję, choćby w rozdziale zakończonym przed południem: "Był już pewien, że tu jej nie ma. Wiedział jednak, gdzie ją znajdzie".


Infantylizm i gender: 15 marca 2014

Obserwuję dyskusje o przebierankach i rolach. Ostatnio się mówi o roli ojca i konieczności jego uczestniczeniu w życiu dziecka. Często bywa to terrorem, dzieci domagają się wspólnego grania w piłkę czy w różne gry. Obserwuję udrękę mężczyzn w tej infantylnej roli: w parku ciskają kijkami, by strącić jesienią kasztany, trochę porzucają piłkę i mają dość. Nie od tego są ojcowie, to dzieci mają uczestniczyć w ich czynnościach. I ma to być dla nich wyróżnieniem. Mężczyźni mają wiele ciekawych hobby, fotografowanie, majsterkowanie, znaczki, piłka, elektronika, obserwowanie ptaków, jazda rowerem - tysiące innych, nie sposób zliczyć. Mają wiele do zaoferowania. Chłopcy uczą się męskiego zachowania i reakcji, chcą być tacy jak ojciec, a nawet jeśli nie chcą, wiele cech w nich pozostaje. Nabywają umiejętności. Napisałam w książce "Zakręcone urodziny", którą przygotowuję do wydania, że ojcowie to zasady. Mężczyźni są fundamentem i podstawą rzeczywistości i wcale mnie nie cieszy, gdy ich synowie wrzeszczą: "Choć grać ze mną", a oni się poddają, bo tak się robi i chcą uniknąć wymówek. Infantylni mężczyźni w kabotyńskich rolach - na czym się oprzeć?

Znacie, to posłuchajcie : 6 lutego 2014

oni się poddają, bo tak się robi, bo chcą uniknąć wymówek. Infantylni mężczyźni w kabotyńskich rolach - na czym się oprzeć?

To święta maksyma i należy się jej trzymać, a więc poruszać znane motywy: stare zamki, znalezione niemowlęta, magiczny miecz, hotel zbrodni, superagent, zbawca. Gwarantuje to poczytność książki. Nie jest to żadna złośliwość ani też ironia, ale prosta zasada psychologiczna. Funkcjonuje powszechnie. Znamy wszyscy osoby, które są zadowolone ze swojej pracy, chociaż jest naprawdę prosta i nieatrakcyjna społecznie. Nawet może im bardziej w dół, tym wyższe zadowolenie z perfekcjonizmu. Osobiście znam osoby dumne z umiejętności pakowania prezentów w papier, otwierania drzwi i układania puszek na półce. A z tym to cała historia: kilkakrotnie spotykałam tego sprzedawcę, wydawało mi się, że jest z lekka opóźniony. Jakże się śmiał z ludzi, którzy nie potrafili znaleźć przedmiotu na półce, on zdejmował je migiem, znał miejsce każdego z nich, przecież je pracowicie codziennie układał. Wykorzystałam ten motyw w swoim opowiadaniu "Geniusz i lustro", chłopiec wypolerował lusterka do samochodu i ten perfekcjonizm stał się przepustką do lepszego życia. Nie powinniśmy się dziwić ani bynajmniej oburzać z takiego zadowolenia. Znasz popularne motywy, błyszczysz w towarzystwie, brylujesz na fejsie, doradzasz innym, na pewno więc zaproponujesz Lema. Obserwuję z radością toczący się właśnie konkurs o kotkach: zgadnij, z jakiej to książki. Ileż radości, ileż satysfakcji i punkt za punktem leci, wygrasz książkę o kotkach. Napisałam niestety o Szczurku w czerwonych butach w swojej książce "Wejście do baśni" i cóż mi z tego, że uznano ją w Japonii za arcydzieło i poświęcono jej pracę dyplomową na uniwersytecie Miyagi, konkursu nie będzie, tylko okrzyk "Fe! Szczur!" Przecież wszyscy musimy się brzydzić szczurów, taki kod emocjonalny. I jesteśmy bezpieczni, możemy pogłaskać kotka.

Błazen w gaciach : 4 lutego 2014

Zafajdane obyczaje! W książce "Talleyrand" Richard Harris opisuje poranek księcia. W garderobie czekał tłumek ważnych osób. Około jedenastej otwierały się drzwi do sypialni i wytaczał się z nich Talleyrand, biały niby bałwan, owinięty w liczne chusty, ubrany w kaftany, w kilka warstw flaneli i szlafmyc. Nie zwracając uwagi na gości, kuśtykał do krzesła przy kominku. Trzech służących rzucało się do czesania, pomadowania i pudrowania jego włosów. Kiedyś ich silny zapach przyprawił o mdłości Hortensję de Beuaharnais, gdy się pochylił na jej łożem, gratulując urodzenia syna. Po uczesaniu włosów, natychmiast nakładano mu kapelusz. Przynoszono srebrną misę z wodą i gąbkę do otarcia twarzy. Następnie się pochylał i wciągał nosem hałaśliwie dwie szklanki wody, którą wypluwał. Oto jest już kolejna misa wody, służący odwijali mu warstwy flaneli ze stóp, a on je mył bez żenady: prawą krótką, lewą wąską. Następnie wstawał, by się przechadzać po pokoju, a służący biegali za nim, odwijają kolejne warstwy flaneli, by go ubrać. Krążąc po pokoju, wygłaszał swoje słynne powiedzenia, ustalał kierunki polityki i rozsiewał plotki, powtarzane przez Paryż i ośmieszające przeciwników. Zastanawiam się, czy zasłaniali go od dołu ręcznikiem, gdy już opadła ostatnia warstwa flaneli, czy też stał i perorował, czy lepiej z Austrią czy z Rosją. Zastanawiam się również, czy za przeproszeniem odlał się do srebrnego dzbana w sypialni? Ale jak, będąc tak grubo owiniętym? A reszta hm konkretów, jak, gdzie? Historia nabrała wody w nos, pardon, w usta. Parę setek lat wcześniej olśniewający rycerze w zamkach robili to do kominków - były one olbrzymie, palono bale drewna, na dnie zalegała warstwa popiołu, więc...ale czy szukano pustej sali, czy może robiono to we dwoje jak teraz w Soczi? Często autorzy pytają o różne, dość podstawowe sprawy, inne mogą czekać, ta jest bardzo pilna.

Na zawsze piękni i młodzi : 31 stycznia 2014

E book zawiera następujące opowiadania oprócz tytułowego: "Maszyna", "Telerodzinka", "Terminal", "Aż się staniemy jako bogowie", "Terminal", "Jądro wieczności", "Nadejście Fortynbrasa", "Mistrz", "Enklawa", "Zezwolenie", "Vast" - czytelnicy będą mieli możliwość zapoznania się z fragmentami w kolejnych wpisach.

Oto fragment z tytułowego opowiadania zbioru: "Może pod wpływem tego zapachu i przesyconego wilgocią powietrza w wielkich oczach chłopca pojawił się obraz z głębokiego dzieciństwa. Nigdy o nim nie pamiętał, zobaczył go dopiero teraz: „Zerwał się ze snu i otworzył oczy, słysząc krzyk matki. Pchała drzwi ramionami, starała się je zamknąć. Jedna ręka mężczyzny, usiłującego się wedrzeć do domu napierała na futrynę, druga wgniatając się w zamek, blokowała go, by się nie zatrzasnął. W białej smudze światła paznokcie pozdzierane i czarne. Czy się wygrzebał z ziemi, z grobu? Nagle jego twarz w czerni przedpokoju. Biała, zalana krwią. I, tak! Z wyrwanym okiem. -To ojciec! -krzyknął i zakrył głowę poduszką”. Nie pamiętał zakończenia. Czyżby ów potwór napierał, usiłując wejść? " Ebook został wydany przez Oficynę rw2010. http://www.rw2010.pl/go.live.php/PL-H6/-/Search.html?type=&type2=&query=SZmtleXdvcmQ9RW1tYSBQb3BpaztmaWxlX3R5cGU9O3g9MjI7eT0xNDs%3D


Czy wciąż tacy sami : 29 stycznia 2014

Zastanawiam się, czy jako naród pozostaliśmy niezmienni, czytam bowiem taką ocenę Polaków w książce "Talleyrand zdrajca i zbawca Francji" Robina Harrisa. Napoleon i jego minister spraw zagranicznych zgadzali się w tym, że Polacy jako naród są nie do wytrzymania. "Mimo początkowego entuzjazmu i obietnic składanych polskim dygnitarzom Napoleon szybko porzucił pomysł odtworzenia niepodległej Polski w jej starych granicach i zdecydował się tylko na utworzenie namiastki dawnego państwa w postaci Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Talleyrand był również bardzo poirytowany, toteż przed podpisaniem pokoju w Tylży, tak się odniósł do idei odtworzenia państwa: "Cesarz musi porzucić tę ideę Polski. Z tymi ludźmi nic się nie da zrobić. Z Polakami można tylko narobić bałaganu". Uważał, że Polakami nie da się kierować zgodnie z jakimkolwiek systemem. Talleyrand urządzał w Warszawie bale, aby zapewnić cesarzowi poparcie polskich elit, pomógł mu zdobyć względy Marii Walewskiej. Pełnił rolę głównego kwatermistrza: organizował odzież i żywność dla wojska, wizytował szpitale, nadzorował leczenie, pocieszał i nagradzał rannych. Jak pisze Robin Harris, asystował mu generał książę Poniatowski, a także hrabina Tyszkiewicz. I nawet się nie zająknął, skąd brał się prowiant dla wojska, buty i wełna na mundury dla żołnierzy i futra dla oficerów, gdyż było to w okresie tragicznej kampanii rosyjskiej.


Wzruszenia za tanie pieniądze : 16 stycznia 2014

Przeczytałam tom wierszy Agnieszki Morańskiej-Roder i Macieja Arkadiusza Mikołajczyka "Przystań słów". Autorzy piszą dużo i smutnie o odejściu bliskich osób, a szkoda, wokół nich tyle życia i miłości. Z radością i wzruszeniem czytałam wiersze o ich ukochanej miejscowości - Kamiennej Górze. W książce zamieszczono interesujące zdjęcia, wykonane przez B.Adamusa: oto neogotycki dworzec kolejowy i na stronie obok wiersz "Samotność na peronie". Inne zdjęcie - kościół Św. Apostołów, ratusz w Szprotawie, Brama Szprotawska i rzeka - te zdjęcia to piękny pomysł, wielka wartość tej książki. Kupiłam ją, by wspomóc leczenie Rafaela, w zamian za kilka złotych otrzymałam wzruszającą książkę i włożone do koperty w folii podziękowania za ten gest. To ja się czuję dłużniczką.


Wdzięk i melancholia : 6 grudnia 2013

Watteau odnowił wdzięk. Wdzięk Watteau jest wdziękiem - jak twierdzą bracia Goncourt. - Tą bagatelką, która zdobi kobietę powabem, kokieterią, pięknem niezależnym od piękna fizycznego. Tym, co zdaje się być uśmiechem linii, duszą formy, fizjonomią materii. Wszystkie powaby odpoczywającej kobiety: omdlewająca, rozleniwiona, bezbronna, wsparta, wyciągnięta; rytm pozy, śliczna melodia profilów pochylonych nad miłosną gamą, uciekająca linia wygięcia, falowania, gibkość kobiecego ciała, muzyka palców na trzonku wachlarza. niedyskrecje wysokiego obcasa widocznego spod spódnicy. Wdzięk naszej epoki jest okrutny i bezwzględny - to wdzięk stringów, staników bez fiszbinów, ostrego światła reflektorów. Jednakże sam mistrz był chyba znużony nadmiarem piękna i aluzji. Na autoportrecie zaciśnięte szczęki, wąska twarz, cienka linia ust i przepastne czarne oczy, które widzą wszystko. Chciałabym wiedzieć, kto pisze taką prozę jak malarstwo Watteau.


To samo, ale na odwrót, czyli magiczne narzędzia : 4 grudnia 2013

Magia zakłada, że rzeczy wpływają na siebie na odległość na skutek tajnego powinowactwa, a impulsy są przekazywane za pośrednictwem czegoś, co jest niby niewidzialny eter, podobny do tego, którego istnienie postuluje współczesna nauka dla ściśle identycznych powodów, w więc w celu wytłumaczenia, w jaki sposób rzeczy mogą na siebie wpływać poprzez przestrzeń, która wydaje się być pusta. Zasada magii działania mówi, że podobne wywołuje podobne: nakłuwanie szpilkami figurki wroga: druga zasada to przenoszenie: rzeczy, które były w związku, są w nim nadal mimo odległości, a więc przedmiot należący do osoby nie traci z nią kontaktu, trzeba go zniszczyć, by zabić właściciela. Odprawiający magię wierzy implicite, że te same zasady, które stosuje, regulują funkcje przyrody nieożywionej. Zakłada, że te dwa prawa - podobieństwa i styku - mają uniwersalne zastosowanie i nie ograniczają się tylko do działania ludzi. Magia jest więc fałszywym systemem praw przyrody. Zakłada istnienie praw implicite, a nauka explicite - jak twierdzi James George Frazer w "Złotej gałęzi". Nauka stwierdza, że magnes przyciągnie metal i ma odpowiednie narzędzia. A gdyby magia dysponowała magicznymi narzędziami?